Już miałem kończyć relację z Pakistanu, planując przejść do kolejnej podróży. Wystarczyło tylko napisać podsumowanie i ze spokojem można było zamykać ten rozdział. Nic z tego – przyzwoitość zabrania tak postąpić, gdy odłogiem leży kolejny diament Lahore, o którym wspomniałem, a któremu nie poświęciłem ani jednego akapitu. Meczet Wazir Khan.
Zasługuje on na coś więcej niż wzmiankę, na coś więcej niż kilka linijek tekstu i dwa zdjęcia. I tu napotykamy spory problem, ponieważ na kaflarstwie fajansowym znam się tyle, co nic. Zarazem jednak, nie chcę siebie i Czytelników katować powielaniem informacji możliwych do znalezienia w internecie: wychodzi na to, że wyboru nie mam żadnego i zamiast dzielić się (nie)wiedzą opiszę, a przede wszystkim pokażę, po prostu to co widziałem. Szczęśliwie, zobaczyłem sporo.
W tym wpisie ograniczę treść. Nacisk położę na formę.
Brama Delhi i najlepsze kasztany
Do meczetu najlepiej wejść od strony wschodniej, przechodząc przez Bramę Delhi (ang. Delhi Gate, urdu Delhi Darwaza), czyli jednego z sześciu zachowanych wrót do starej części miasta. To właśnie Bramę Delhi Mogołowie przekraczali w czasie podróży z Delhi to Lahore, a pokonywaną przez starożytnych władców trasę nazywano Królewskim Szlakiem. To co czeka nas później to jeden wielki, niezorganizowany ale też nieprzesadnie tłoczny bazar. Uliczny market ze wszystkim: z garnkami, tkaninami, odzieżą, narzędziami, garnkami, patelniami… Ze wszystkim poza pamiątkami, bo przemysł turystyczny z wiadomych względów w Pakistanie znajduje się wciąż w powijakach. Tak jak zwykle nie kupuję żadnych pamiątek, tam tym razem decyduję się na chustę w typie arafatki. Chciałbym, spacerując za jakiś czas po ulicach Tel Awiwu, prezentować się modnie, a i od wszechobecnego kurzu i miejskiego pyłu charakterystycznego dla Lahore chroni ona świetnie.
Skoro „w Paryżu najlepsze kasztany są na placu Pigalle”, to w Lahore najlepsze kasztany (ang. water chestnuts) można kupić przy Bramie Delhi. Koniec, kropka – zapiszcie sobie to miejsce nie tylko dla kasztanów ale również dla reszty ulicznego jedzenia. Jasne, że jest głośno, że słychać klaksony i panuje chaos, ale nie dopuśćmy by wady przesłoniły zalety. A kasztany? Z naszymi wspólną mają tylko nazwę, ponieważ systematyka tych roślin jest całkowicie inna (przede wszystkim, są to bulwy). Smakują jak słodkie ziemniaki, a polane pikantnymi sosami idealnie nadają się na przekąskę.
Wazir Khan. Meczet, który niszczeje w oczach
Meczet prezentuje się obłędnie. W jego wnętrzu dominuje ceramika i gips. Ściany są praktycznie w całości upiększone w stylu kashi-kari (tzw. niebieska ceramika), czyli mozaikami składającymi się z ceramicznych płytek malowanych ręcznie niebieskimi i turkusowymi farbkami. Na dekoracje składają się również freski i elementy wykonane z kamienia. Podłoga utworzona została z małych cegiełek, które ułożono w 13 wzorów.
Przeczesałem zasoby sieci by znaleźć informację, dlaczego meczet Wazir Khan jest zaniedbany w tak dużym stopniu, lecz albo jestem za głupi na tak prosty research, albo informacji po prostu brak. W każdym razie, zamiast skupiać się na pięknie architektury, napiszę Wam tylko, że doprawdy przykro jest patrzeć jak coś tak urzekającego niszczeje w oczach.