Z Persepolis do Szirazu wróciłem opisanym już wcześniej sposobem (kliknij tutaj), by następnie zameldować się w poleconym mi Pardis Hotel [GPS: 29.6155483 | 52.5620136]. Odpocząłem, odświeżyłem się i wyszedłem na kolację. Kupiłem pitę w piekarni na przeciwko i dwa pomidory od zwijających już swoje stoisko handlarzy. Wytarłem je z kurzu, po czym zjadłem siedząc na pobliskim murku. Niczego więcej do szczęścia nie było mi potrzeba. Nabrałem wielkiej ochoty na obchód po okolicy.
Kiedy słońce już zajdzie, a temperatura spadnie, wtedy życie zaczyna toczyć się szybciej niż za dnia. Mieszkańcy wychodzą z domów, spacerują, dyskutują, a przed straganami gromadzą się klienci w liczbie znacznie przekraczającej średnią dla pory przed- i popołudniowej. Obserwacja takiego ekosystemu stanowi – przynajmniej dla mnie – esencję podróżowania. To jest ta warstwa podróży, której nie da się wycenić i sprowadzić do postaci gwiazdek w folderach z atrakcjami. Warstwa warta każdej sekundy poświęconego czasu. Jeszcze lepiej, gdy zastanego układu nie zaburzamy nadmiernie własną obecnością, a o to w Iranie trudno. Do przyjezdnych podchodzi się tutaj z wielką ciekawością (oraz sympatią i życzliwością) połączoną z bezinteresowną chęcią pomocy.
Obserwacjom postanowiłem poświęcić się bez reszty, przez co od razu zwróciłem uwagę na sklepy z tkaninami. Z pozoru większość jest po prostu czarna, ale warto jest podejść bliżej, przyjrzeć się uważniej i dotknąć. Inny odcień, inna gramatura, faktura oraz wzór. Z tych materiałów powstaną czadory najwyższego gatunku.
Podczas gdy Iranki w towarzystwie kuzynek lub koleżanek poświęcają się dyskusjom i wyborom modowym, mężczyźni wieczorem zapełniają przyuliczne knajpy. W nich wypijane są hektolitry herbaty, słychać gwarów rozmów i czuć zapach grillowanych mięs. Wystarczy wejść do jednego z lokali, by błyskawicznie znaleźć towarzystwo. Ciekawości i otwartości Irańczyków nie hamuje często nikła znajomość języków obcych. Wszędzie gdzie się pojawiam, tam z łatwością wdaję się w rozmowy.
Korzystając z bardziej sprzyjającej temperatury spaceruję niespiesznie. A to wypiję lemoniadę, a to skosztuję świeżych pistacji, a to wstąpię na sambussy, czyli irańską odmianę samosy. Te smażone na głębokim tłuszczu pierogi, których konsumpcja depcze wszelkie dietetyczne zasady, często towarzyszą mi w podróżach.
Jaki jest Sziraz? Z dwóch scen tkwiących w mojej pamięci, pierwszą jest krzykliwy i napastliwy tłum taksówkarzy, a drugą nocny spacer, degustacja lokalnych przysmaków i integracja z mieszkańcami. Nie da się z tych wspomnień skomponować jednolitego obrazu miasta. Sziraz nie zrobił na mnie dobrego pierwszego wrażenia, za to już to drugie zrobił bardzo dobre.
To tu poczułem, że moja podróż na dobre się rozpoczęła. Teheran pędzi w biegu i nie zatrzymuje się, ale Sziraz? O największą różnice nie trudno, do trafnej diagnozy wystarczy kwadrans – jest nią luzackie podejście do życia mieszkańców. Niech was nie zdziwi widok ucinających sobie drzemki mężczyzn, okupujących w ciągu dnia każdy dostępny kawałek cienia (cienia jest w Szirazie wyraźny deficyt). Albo kobiet, zaczytanych w pełnym skupieniu – one akurat wolą siedzieć na parkowych ławkach. Rodziny? Tu jest podobnie: tak duże połacie rozłożonych na trawie koców spotkałem potem tylko w Isfahanie. Atmosferze wszechobecnego relaksu i tzw. work-life balance, nie ma się zresztą co dziwić, Sziraz to w końcu – pójdę na łatwiznę i użyję frazy z przewodników – „miasto poetów i ogrodów”, w którym życie upływa w nastroju sjesty. Do tego wszystkiego, nie zapominajmy, że to bardzo ważny ośrodek kulturalny i uniwersytecki. Uniwersytet w Szirazie należy do czołówki irańskich szkół wyższych – szczególnie nauki ściśle, jak matematyka i fizyka, stoją na bardzo wysokim poziomie. Większość studentów stanowią kobiety.
I to właśnie kobiet dotyczy jedyne, ze znanych mi, podobieństw do Teheranu. W obydwu tych miastach widziałem Iranki dość mocno umalowane, niestroniące od butów z wyższym obcasem i z hijabem noszonym jak ozdobę, a nie atrybut skromności. Obydwa te miasta nadają się zatem idealnie do rozpoczęcia przygody z Persją, oferując możliwość łagodnego przejścia z kultury zachodniej spod znaku świecenia gołymi pośladkami w telewizorach (upraszczam ale celowo i tylko trochę) do Kultury przez duże „K”.
Irena-Hooltaye w podrozy
03/05/2020 at 11:23 amSziraz wydał nam się dosyć liberalnym miastem , młode urodziwe kobiety w pełnym makijażu od białego rana i szale zwisające na końcu spinki do włosów. No i palenie przez nie shishy w restauracjach. Mnie zaskoczyło to, że lokale wypełniają się ludźmi po zmroku, łącznie z małymi dziećmi.No ale w dzień upał robi swoje. Pierwszym razem Sziraz niezbyt nam się spodobał, ale drugim już tak.
Lubię to miasto. Kojarzy mi się z pysznym australijskim winem.