podgorica-architekt-byl-chyba-sadysta
CZARNOGÓRA, EUROPA, HISTORIE

Podgorica. Architekt był chyba sadystą

Stało się! Po 1086 dniach znalazłem miasto, które pod względem „walorów estetycznych” jest w stanie konkurować z Dortmundem. Zadanie piekielnie trudne do wykonania, bo Dortmund to po prostu synonim brzydoty, po którego odwiedzeniu ekscytacja tanimi biletami ustępuje miejsca chociażby pobieżnemu sprawdzeniu czy warto.

Nie o Dortmundzie zapragnąłem jednak tutaj pisać. Na największy ośrodek Zagłębia Ruhry spuszczam kurtynę milczenia, obrzydzenia, ale na pewno nie pozwolę sobie na komfort zapomnienia. Nie ulegnę pokusie wyparcia. Cenna lekcja, jaką wyniosłem z pochopnej decyzji o tamtej podróży, pozostanie we mnie na długo. Na zawsze.

Czy w takim razie w Podgoricy znalazłem się przypadkiem? Czy ponownie, przez własne zaniedbanie, pojechałem do oazy paskudztwa? Nic z tych rzeczy, to byłoby, jak powiedział Charles-Maurice de Talleyrand, coś gorszego niż zbrodnia – to byłby błąd. Teraz wszystko ma swój początek i koniec, wstęp i rozwinięcie, rozwinięcie i zakończenie. Prolog, epilog, tło i pierwszy plan. Ten ostatni to oczywiście mecz eliminacyjny do piłkarskich Mistrzostw Świata w Rosji, tłem jest szereg kwestii kibicowskich związanych z poprzednią przygodą z 2012 roku. Przez to wszystko pojęcie „zoo w Czarnogórze” funkcjonowało w kręgu moich przyjaciół w nieco innym, od będącego przedmiotem pierwszego skojarzenia, znaczeniu… Nieważne.

Powód, baza i motyw wiodący zostały zatem czytelnie nakreślone. Dlatego też koniecznie trzeba mi wybaczyć brak wstawek praktycznych. Klimat, cel oraz przedsięwzięte środki utrudniają uporządkowanie wspomnień, a tym bardziej skupienie uwagi na zagadnieniach typowo turystycznych. Wiem gdzie spałem, kojarzę co jadłem, ale nie pamiętam gdzie – jadłem po prostu tam gdzie wszedłem. Knajp tam jest od cholery – od tanich stołówek z grzybem na ścianie i kluczem do kibla do odebrania przy barze, po lokale gdzie zostawienie 40 EUR na osobę nie stanowi problemu.

Czas na antrakt. Mecz.

„To miasto pachnie jak szlugi i kalafiory.
Dzieciaki krążą po mieście, by zgubić swoje upiory.
To miasto pachnie jak mięso smażone w piekle.
Czterdziestoletni przechodnie wciąż węszą i patrzą wściekle.”

Co prawda Taco Hemingway opisywał powyższym tekstem Warszawę, ale Podgoricę charakteryzuje on lepiej. Chodniki nierówne i tak dziurawe, że błyskawicznie oduczą spoglądania w smartfon. Uzależniony od internetu przeciętny Japończyk by tu nie przeżył, co do tego nie mam wątpliwości. Zabudowa prosta, szara i depresyjna – przy niej Mińsk wspomina się z tęsknotą w sercu (a o to, umówmy się, nie jest łatwo). Z tego miasta nic nie będzie: urzędnicy powinni wyznaczyć działki, ludzi należy w sposób przemyślany przesiedlić, a budynki wyburzyć i postawić nowe. Jakby tego było mało, wieczorem wszystko zamiera. Pusto, głucho, ciemno… Po meczu do nielicznych fastfoodów, które akurat jakimś cudem były otwarte, ustawiły się kolejki jak po Crocsy w Lidlu, a znalezienie czegoś lepszego graniczyło z cudem. Natomiast jak już znaleźliśmy to był to strzał w dziesiątkę: asortyment płynny był odpowiednio zimny, a dania gorące należycie świeże i soczyste. Wielki T-Bone potrafi zrekompensować wszystko i tak też było tym razem. Chciałbym móc podać nazwę lokalu, ale po pierwsze nie wiem bo nie pamiętam, a po drugie nie patrzyłem na szyld tylko pod nogi żeby nie wybić sobie zębów po upadku na nierównym chodniku. Tak jak do orła mam uwielbienie i szacunek, tak wywijanie orłów na czarnogórskim asfalcie albo brukowanych wertepach nie jest tym, czym lubię kończyć wieczory.

O poranku – kilka godzin później i na oko półtora promila mniej od stanu na zakończenie wieczoru, powracam do centrum głodny zatopienia się w tej niepodrabialnej architekturze. Dzień zaczyna się zaskakująco dobrze, bo w hotelu niespodziewanie pojawiła się ciepła woda. Nieważne. Szybko doprowadzam się do jako takiego ładu, zamawiam taksówkę i jadę do kościoła. To jak to miasto zostało odbudowane po zrównaniu z ziemią w 1944 roku wprawia mnie w zdumienie. Chyba jedyne co im się tutaj udało, to to na co nie mieli wpływu, czyli przyroda. Tak jak zawsze przed sformułowaniem ostrej oceny, lubię zastanowić się dwa razy, tak tutaj nie potrzebuję: w Podgoricy nie ma nic poza  jedną katedrą (Sobór Zmartwychwstania Pańskiego).

Cóż, drugi Kraków to to nie jest… prędzej Jaśkowice Legnickie i to takie w formie półsurowej. Tym bardziej zaznaczyć warto, że w pojedynku z niemieckim rywalem, Podgorica rzuca Dortmund na kolana i czeka na klepanie w matę… ale to zdanie jest zdaniem prawdziwym tylko jeśli dotyczy zagadnień estetycznych. Estetycznych i architektonicznych. Wszędzie indziej stolica Czarnogóry, w moim absurdalnym autorskim rankingu, punkty „traci”, co ostatecznie pozwala na zajęcie dobrego, ale jednak drugiego miejsca. Miejscowi są przyjaźni, czemu sprzyja kilka czynników, które można spiąć klamrą pt. „bliskość kulturowa”. Kibiców też oceniam bardzo wysoko – zachowali się jak kibice, a nie widzowie. Zachowali się normalnie. Czułem się cały czas bezpiecznie, spacerując (czasem samemu) z polską flagą na plecaku. Problemów nie szukałem, ale też nie poruszałem się plecami skierowanymi do ścian i elewacji budynków. Owszem, były pewne incydenty, ale wiem o nich tylko ze słyszenia i nie byłem ich świadkiem. Nie zapominajmy o płci pięknej: dziewczyny ubierają się dziewczęco, a kobiety zachowują kobieco. Słowianie. Pod względem jakości większość z nas znajduje się w 99 percentylu światowej populacji. Nie wierzycie? Popatrzcie na siebie i rozejrzyjcie się wokół, a w mig pojmiecie, że piszę prawdę.

W Podgoricy spędziłem niewiele ponad jeden dzień. Uważam, że miasto jest skandalicznie brzydkie, ale przez jego pryzmat nie wolno oceniać całego kraju, który – jak powszechnie wiadomo – jest piękny. Ludzie są świetni i kontaktowi, przy czym język rosyjski bardzo się przydaje; pod względem znajomości angielskiego Serbowie wyprzedzają ich o kilka długości. Nie napiszę, że „byłem w Czarnogórze”, bo to tak jakby napisać po 12 godzinnej przesiadce na dworcu Łódź Fabryczna, że było się w Polsce.

0 - Liczba komentarzy
Udostępnij

TarcieChrzanu.PL

Dołącz do dyskusji

* - pole wymagane*